
How how how..
Wniosę troszkę życia, bo strasznie perdziuch ciufciowy pisze czernią hehe.
W końcu moje bąbelki dały mi możliwość pisania notek, a więc zacznijmy od ostatniej naszej jakże to skromnej początkowo popijawy...
Pięknie ładnie, schodki , san( lekki potop) , piweczko, rozmowy o życiu że kangury są kurwa z Austrii ( przejęzyczenie :D) itp..
W momencie, a znaczy po 45 minutach tuptania między niedorobioną galerią sanową znaleźliśmy się na ognisku na które mieliśmy iść na chwilkę hehe, nie wiadomo dlaczego ja sie zajebałam , wiem że to nie nowośc , ale nie chciałam, Oj ka lala buu daaa nam uciekł , reszta piła sobie , dzieciątko kukurydzy nie chciało przychylać ze mną kielonków aj aj aj aj ! ale nasz Kochany pierdziuch oczywiście przychylał jak dzika bestia hehe, nastąpił błogi moment kiedy trzeba iść i kogo nam zabrakło w szalonej bryce w której każdy sie gibał? Naszego Pierdzącego gdyż, iż , ponieważ stwierdził że zostanie do końca imprezy,after party zakończyło się P.C piciem z panami z działek gdzieś nad ranem, kiedy nasz kochany przykład trzeźwości zgubił drogę :D od tegp czasu twierdzi że nie pije, ja od tego czasu jestem chora i sztacham sie antybiotykami a co z innymi tego nawet najstarsi indianie nie wiedzą :D to co dziubaski?? Kiedy jakaś wódeczka?:D Czas zacząć w imie wiosny ulewnej się integrować :D Buziole dzyndzole :D hahaha
